Postanowiłem założyć wątek w miarę zbiorczy dla alternatywy dla (junk)metali czyli szerzej mówiąc sztuki.
Poprzez sztukę rozumiemy rzemiosło + treść. Krzesło samo w sobie nie jest sztuką, choćby przez rzemieślnika było wykonane najsprawniej, ale krzesło wpisane w szeroki nurt stylistyczny danej epoki nabiera już kodu kulturowego (czyli gry skojarzeń, czyli im więcej wiesz tym więcej widzisz, a zatem tym więcej rzeczy cię bawi), a zatem krzesło w danym nurcie artystycznym to już sztuka.
Podobnie jest z monetami (można mieć złoty krążek o wartości = wadze metalu, można mieć rzadką, artystyczną próbę), rysunkami, malarstwem, grafiką, książkami, autami, budynkami i ogromną ilością innych rzeczy, które wytwarza rzemiosło + ludzki umysł.
Wartość artystyczna wyrażana jest bardzo różnie. Do przyczyn pomnażania wartości wyrobu artystycznego zaliczamy:
a) uznanie i legendowanie przez lata (Norblin ojcem polskiego rysunku był), niezależnie od realnej wartości artystycznej (Norblina prywatnie cenię wysoko) do czego możemy podchodzić cynicznie lub nie,
b) aktualna moda - na co należy szczególnie uważać (znaczki de facto zbankrutowały),
c) aktualne legendowanie (wystawy, filmy dokumentalne, akcje wokół danej postaci czy nurtu) co przechodzi z czasem do trwałej świadomości ogółu, lub znika w tymczasowości (czytaj wartość będzie już tylko rosła lub temat zbankrutuje),
d) niezaprzeczalna wartość artystyczna (ogółowi podoba się po prostu + kod kulturowy do odczytania na różnych poziomach) - to lubimy najbardziej.
Na rynku sztuki też mamy pewne cykle koniunkturalne co wiążę się ze sztafetą pokoleń, które w danej chwili mają czas, hajs i sentyment. Czas, hajs i sentyment często mają Panowie koło 50tki, którzy mają tendencje do nabywania walorów z ich dzieciństwa lub młodości do których mieli wówczas dostęp (lepiej) lub nie (gorzej dla ich portfela). Często te walory bankrutują po przejściu aktualnych 50-60 latków do etapu 70-80, ale niektóre z pewnych powodów nie. Jeżeli pośrednik (handlarz, marszand, antykwariusz, nieważne) jest cyniczny i działa na krótką metę to zarabia i schodzi z rynku (rynek jest płytki, nie lubi tego rodzaju zachowań i odcina często od znajomości lub/i kolekcji), jeżeli jednak nie jest cyniczny to ostrzega, stopuje i przenosi uwagę na walory trwałe (tutaj transparentność owocuje).
O sposobach na działanie na rynku sztuki (są trzy) pisać szerzej nie będę, bo forum jest zbyt otwarte (trochę tchórz jestem), ale chętnie opowiem.
Cała sztuka (hehe) polega na tym by w swych inwestycjach trafiać a) i d). Mieć również kogoś kto ma nosa do c) (czyli “czuje” co przejdzie do trwałej świadomości a co nie).
Ja uznaję tych “do c)” tylko wtedy jeśli wydają na to swój realny, zarobiony hajs i mieli już dobre wyniki w kwestii “czucia” rynku.
a) i d) to jest tylko i wyłącznie kwestia dostępności do źródła, które da dobre (acz przyzwoite, bo rynek płytki i zazdrosny) ceny i później już sporo zależy od relacji handlarz-inwestor, który ostatecznie dostaje 70-80 lub 100% aktualnej wyceny.
Ja swoje ceny dla klientów/inwestorów/kolekcjonerów podpieram ostatnimi wynikami aukcyjnymi, a dalej sobie już każdy liczy (czy “zarabia” już w chwili kupna, czy dostaje po prostu aktualną cenę i dlaczego). Oczywiście są ceny aukcyjne i “ceny aukcyjne” o czym szerzej nie napiszę, ale być może opowiem.
Reasumując sztuka to rzemiosło + gra kulturowa. To jak odbieramy dany obiekt wynika z tego:
co nam się po prostu podoba lub nie (możemy nie rozumieć treści obrazu, ale może nam się po prostu ogólnie podobać),
co wiemy o treści kulturowej (ile widzieliśmy, czytaliśmy- czyli jak nas dany obiekt kręci lub bawi),
co wiemy o treści rzemieślniczej (miewałem klientów na odlewy, których autentycznie bardziej kręcił kunszt odlewniczy od treści odlewu).
Zapraszam do czegokolwiek (filozoficznych dywagacji, dzielenia się wrażeniami z wystaw lub i aukcji etc., itd., itp.).