Jako, że miałem ten wątek poruszyć wieczorem a poruszył się sam i to dosyć dynamicznie - przeniesmy rozmowe tutaj a ja postaram się wieczorem jak skończę filtr zrobić jakąś relacje od zera wraz z wprowadzeniem do tematu.
Zaczynajmy więc
Kilka faktów i trochę opinii na temat tego, czym aeroponika i hydroponika właściwie są.
Otóż są to metody uprawy roślin polegające na odrzuceniu barbarzyńskiego reliktu typu drugiego, czyli gleby. Czemuż mielibyśmy ją odrzucać?
- Gleba jest zasyfiona śmieciami cywilizacji.
- Gleba jest uprawiana w 90% w sposób rabunkowy, dokonujący nieodwracalnych (w skali roku-dwóch) zmian w postaci erozji i wyjałowienia ze składników niezbednych roślinom do wzrostu.
- Areał gleby per capita maleje z każdym dniem.
- Areału tego zwiększyć nie sposób i nie da się piętrować.
- Glebowe uprawy są koszmarnie nieefektywne jeśli chodzi o zużycie wody, wszak woda tylko przelatuje przez glebę przez chwilę i ucieka do gruntu lub chmurek.
- Punkt 5 jest potęgowany przez fakt, że nasze rolnictwo jest wymyślone przez debili w związku z czym nikt nie myśli o zostawianiu próchnicy (np. słomy) na następny rok celem zwiększenia retencji wody i nie pomyśli bo na to już czas był.
- Nawet z retencją wody wiele gleb zwyczajnie przestanie się nadawać do uprawy z tego powodu, że wody nawet z retencją 100% na uprawy glebowe nie starczy. Bo zmiany klimatu.
No dobra, gleba to syfiasty pomysł. Jak żyć?
Okazuje się, że gleba wcale nie jest roślinom do niczego potrzebna. Jedyne co robi to - będąc nasączona wodą - oddaje do roztworu substancje mineralne bez których panie i panowie roślinki rosnąć nie mogą, bo nie. Jeśli im je dostarczymy inaczej i damy się do czego przyczepić - gleba niepoczebna.
UWAGA - PRZED LEKTURĄ PROSZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z LINKIEM PONIŻEJ - BĘDĘ SIĘ ODNOSIŁ DO POJĘĆ W NIM ZAWARTYCH
Cała sprawa nie jest nowa bo już w latach 20 XX wieku temat był riserczowany przez różnych jajogłowych. Dzięki wczesnej aero i hydroponice udało się przestudiować i ustalić dużo nowych faktów na temat rozwoju korzeni ze względu na łatwy do nich dostęp.
No dobra, faktycznie, ta gleba to piąte koło u wozu. Jak ogarniamy temat bez niej?
Można, w skrócie, na dwa sposoby. Jeden - w wodzie, drugi w powietrzu.
Aeroponika polega na tym, że korzenie nigdy nie są zanurzone w wodzie zaś co jakiś czas zraszane mgiełką o średnicy kropli 10-50 mikronów. Takie coś nazywa sie HPA (High Pressure Aeroponics) i jest to “prawilna” aeroponika. Jest prawilna dlatego, że między nią a LPA (Low Pressure Aeroponics) istnieje ogromna różnica wynikająca z
- Potrzebnych ciśnień
- Rozmiarów kropli
- Obecności bardzo drobnych włośnikowych korzeni* które wykształcają się tylko we mgle poniżej 50 mikronów. Zwiększają one dramatycznie powierzchnię wymiany korzenia z otoczeniem i są bezpośrednią przyczyną tego, że HPA to najbardziej wydajna metoda uprawy roślin jaką znamy. Korzenie mają optymalne cykle ekspozycji wymiany gazowej i na absorpcję wody z minerałami.
Zużycie wody w HPA jest rzędu 2% tego co przy uprawach glebowych (50x mniej!!!), nawozów kilkakrotnie niższe. Płacimy za to wyższym kosztem instalacji i jej podatnością na Charlie Foxtrot.
Z tego względu decydując się na taką uprawę musimy mieć dead man switch który zalewa wszystko wodą i napowietrza, przekształcając naszą uprawę w prymitywne DWC - ale zapobiegając masowemu pomorowi roślin.
HPA ma jeszcze jedną wadę - mgiełka nie penetruje zbyt dobrze rozbudowanych systemów korzeniowych starszych, większych roślin. Na dalszym etapie konieczne jest więc zraszanie większą ilością wody która to przekształca HPA w LPA.
LPA - Low Pressure Aeroponics jest właściwie hydroponiką, a nie aeroponiką. Tak jak w HPA korzenie wiszą w powietrzu i są co jakiś czas spryskiwane, jednak krople są dużo większe, nie trzeba specjalnych dysz ~25 mikronów a zraszanie efektywnie zalewa korzenie na jakiś czas. W międzyczasie schną, następuje czynność powtarzamy 24/7. Nie jest to tak efektywne jak HPA ze względu na to, że zalewane korzenie nie wykształcają najmniejszych z najmniejszych włosków korzeniowych ale nadal jest to najwydajniejsza metoda uprawy do której nie jest konieczny “ciężki sprzęt”.
No dobra, to co robimy?
Postanowiłem przetestować i porównać DWC oraz LPA i w międzyczasie po taniości (na ile to możliwe) zebrać sprzęt potrzebny do HPA tak, by mieć eksperymentalne dane dotyczące wydajności/wzrostu/kosztów i na własnej skórze odczuć wszystkie trudności wynikające z bycia elektrobadylarzem.
Zacząłem od zaraz, czyli pozbierałem gruz z szafek, śmieci ze śmietnika i jeszcze będąc na kwarantannie skonstruowałem z tego co było pod ręką mały zestaw LPA.
Jak widzicie, było dosyć kaszaniarsko. Użyłem zraszaczy od taty (badylarza), rury PVC, kleju na ciepło, nawozu bylejakiegocobyłpodzlewem i pompki do paliwa (cytat 3r3 “DC działa w wodzie spoko” - działała dwa dni). Wsio wrzucone w bieduino z przekaźnikami ustawione na cykl 30s ON / 200s OFF i voila.
No i dwa dni podziałało, pompka się zepsuła, dawałem jej tydzień ale się przeliczyłem. Wiem, że się nie nadawała ale tylko to miałem a nie miałem czasu czekać bo roślinki uciekały już z kiełkownicy.
Mniej więcej w tym samym czasie (14h później) przyszły pompki akwarystyczne do powietrza i mogłem zrobić zestaw DWC.
Dużo prostsze być nie może, ale ma swoje wady. Bąbelki wbrew pozorom wcale nie napowietrzają najlepiej, lepsze są “waterfalls” czyli taka fontanna która łamie powierzchnię wody i wpycha wodę z powietrzem wgłąb naczynia. Zaleta - dużo prostsze i tańsze już nie będzie.
Przesadziłem z pomoca samicy nieco roślinek do koszyczków, dodałem nawozu i wio.
Po około dwóch dniach widać było ogromną różnicę między LPA i DWC. Rośliny z LPA były ~ 40% większe. Niestety LPA się popsuło i ewakuowałem uchodźców z LPA do DWC i sobie rosno.
Bardzo szybko jednak zaobserwowałem niepokojące zjawisko.
Białe farfocle. Miałem różne podejrzenia i obawy ale ostatecznie okazał się to być kamień. Co prawda wodę filtrowałem przez dzbanek taki z biedry (tak, 60 litrów) ale żywica się już zapchała o czym nie wiedziałem. Można ją regenerować kwasem solnym ale o tym później.
Mam bardzo twardą wodę a kamień to dramat w hydroponice. Strąca substancje mineralne, utrudnia ich wchłanianie, z roztworu nawozu wytrąca właściwie nie wiadomo co dokładnie (bo nie chce mi się badać tego) i długoterminowo na pewno będzie powodował jakieś niedobory.
No więc postanowiłem zrobić swoją własną kolumnę jonowymienną.
Litr żywicy C100E (zmiękczająca) kosztuje na portalu na A 14 PLN. Litr żywicy MB-20 (demineralizująca na amen) 40 PLN. Postanowiłem spróbować najpierw połowę upraw postawić na zmiękczonej wodzie a potem dla porównania na demineralizowanej.
Dzisiaj jestem na etapie budowy filtra. Na razie wszystko siedzi na DWC ale w tym tygodniu będę budował porządny układ LPA z hydroforem, elektrozaworami i wszystkimi bajerami o których napiszę później.
Troszke fotek
Resuscytacja filtra z biedry. W późniejszym czasie będę po prostu kwasem solnym regenerował, na razie wsypalem swiezej C100E.
Elementy konstrukcyjne filtra i na próbę kupiony elektrozawór, zraszacze i drobny hydrogruz do nowej edycji LPA.
Dysze 20-40 mikronów do HPA. Na rysunku 60 EUR.
Elementy konstrukcyjne filtra jonowymiennego, na rysunku zatyczki dolna i górna i zapasowa. Górna wyposażone we wkręcalny filtr poliestrowy 5 mikronów.
Szkielet nowych pojemników do LPA. Będzie owinięty czarnym streczem z małymi dziurkami na łodygę. !
Ośmiodniowa dżungla ^^