Cel, który postawiłem spółkom Skarbu Państwa z Ministerstwa Aktywów Państwowych, jest jeden: węgla ma być nadmiar. Chcę, żeby było więcej węgla, niż jest potrzebne nawet na surową zimę, srogą zimę. Węgiel się nie zmarnuje, wystarczy nawet na kolejny sezon. Ma być nadpodaż, ma być nawet nadprodukcja. Po prostu nadmiar.
- Mateusz premier Morawiecki, lipiec 2022 roku
dla kontrastu:
Przypatrzmy się osiągnięciom sześciolatki w górnictwie węglowym. W 1949 r., a więc w ostatnim roku planu trzyletniego wydobycie węgla wyniosło ponad 74 mln ton. W 1955 r., a więc w ostatnim roku sześciolatki, wydobyto 94,5 mln ton węgla. Z cyfr wynika, że wydobycie wzrosło o przeszło 20 mln ton, co rzeczywiście należałoby uznać za poważne osiągnięcie, gdyby ten wzrost był wynikiem zwiększenia mocy produkcyjnej górnictwa.
Tymczasem, jak wynika z danych statystycznych, górnicy przepracowali w 1955 r. 92 634 tys. godzin nadliczbowych, co stanowi 15,5 proc. ogólnej ilości godzin przepracowanych w tym czasie. W przeliczeniu na węgiel wynosi to około 14,6 mln ton węgla, który wydobyto poza normatywnym czasem pracy.
Spójrzmy dalej, jak kształtowała się w tym czasie wydajność pracy w górnictwie. W 1949 r. wydobycie węgla na roboczodniówkę całej załogi wynosiło 1 328 kg na 1 zatrudnionego. W 1955 r. spadło do 1 163 kg, tj. o 12,4 proc. Jeśli porównamy wydobycie przeliczone tylko na załogę zatrudnioną na dole, to spadek wydobycia w tym czasie wynosi 7,7 proc. na roboczodniówkę. W stosunku zaś do roku 1938, który wprawdzie z różnych przyczyn nie może być miernikiem porównawczym lecz ilustruje dzisiejszy stan kopalń węgla — wydobycie na roboczodniówkę całej załogi spadło w 1955 r. o 36 proc.
Z przytoczonych danych wynika, że górnictwo węglowe nie ma nie tylko osiągnięć w planie sześcioletnim, lecz nawet zostało cofnięte wstecz w porównaniu z rokiem 1949.
Zdaniem moim należy wszechstronnie zbadać i zdecydować, czy np. w górnictwie węglowym można zastosować większe bodźce materialne ściśle związane ze zwiększeniem wydobycia węgla. W grubych zarysach forma tego zainteresowania mogłaby przedstawiać się na przykład następująco:
Każda kopalnia posiada swój okresowy plan wydobycia węgla opracowany z uwzględnieniem konkretnych warunków danej kopalni i oparty na obecnej wydajności pracy. Założenia planowe poszczególnych kopalń nie powinny być niższe od faktycznego wydobycia węgla w ostatnim roku, jeżeli nie zachodzą jakieś istotne zmiany w warunkach pracy. Plan taki administracje kopalń winny opracować przy współudziale przedstawicieli załogi robotniczej.
Mając taką podstawę wyjściową, tj. plan okresowy, np. roczny, należy stworzyć dla robotników bodźce materialne wypływające z przekroczenia planu. Bodźce te polegałyby na tym, aby każda wydobyta ponad plan tona węgla została odpowiednio podzielona między robotnikami danej kopalni i państwem, jako administratorem kopalni.
Można by przeznaczyć dla załogi określony procent całej nadwyżki wydobytego ponad plan węgla, odpowiednio dzieląc tę część między poszczególne kategorie robotników kopalnianych. O tym, jaki powinien być podział ich części, najlepiej mogą zdecydować sami robotnicy. Przeznaczona do podziału między załogę kopalni nadwyżka wydobytego ponad plan węgla byłaby przypisywana każdemu robotnikowi mającemu prawo do tego deputatu, czyli o formach skonsumowania go decydowałby każdy posiadacz deputatu.
- Władysław Gomułka, ‘Wiesław’
Cytaty pochodzą z przemówienia wygłoszonego na VIII plenum Komitetu Centralnego PZPR. “Trybuna Ludu” wydrukowała to przemówienie 21 października 1956 roku.
Artykuł z “Trybuny Ludu” dostępny jest pod adresem https://www.mpolska24.pl/post/4236/viii-plenum-kc-pzpr-przemowienie-wygloszone-20-x-1956-r
Zderzając ze sobą obydwie wypowiedzi tow. Wiesława oraz tow. Mateusza zauważam że komuch Wiesław rozkazuje partyjnemu aparatowi potraktować górników marchewką jak na kapitalistę przystało: będzie ponadplanowe wydobycie to część urobku pójdzie na kick-backi.
Tow. Mateusz dzisiaj wydaje swojemu aparatowi polecenie zwiększenia podaży węgla nie definiując ile ma go być. Nie definiując za ile, nie definiując jak: ma być i już.
Tow. Wiesław to był twardo stąpający po ziemi przytomny typ w porównaniu do tow. Mateusza: niby głupi komuch a wiedział jak się rozkazuje: podał twarde dane, zanalizował wydajność, wskazał jak zwiększyć produkcję po czym zagonił podległy mu aparat do roboty. A wszystko jasnym, prostym, zrozumiałym językiem.
W porównaniu do tow. Wiesława tow. Mateusz to jakiś taki miętki korniszon: zero wiedzy, zero jasności przekazu, zero mierzalnych celów. Takie popierdółki na kanapie: węgiel ma być bo “ja tak chcę”.
To ma być wódz na trudne czasy ?
Kaczor, jaja sobie robisz ?