Gdzie jest mieso?

Za tak zwanej nieboszczki komuny mięsa nie było. Inspekcje robotniczo-chlopskie szukały, ale nie znalazły.

Choć rzeźnie biły tysiące sztuk na dobę świń czy krów - po kości trzeba było godzinami w kolejce stać. Albo sobie w sklepie za żółtymi firankami kupić za twarda walutę, w Torgsinie ówczesnym…

Pomińmy PGR i centralne planowanie (choć nie do końca powinniśmy, bo biurwa w Brukseli dziwnie podobna) - w PGR byl przerost zatrudnienia i kilka dolarów się zarabiało ówcześnie, ale mięso było. Mimo iz w ramach RWPG wywieziono. Gdziekolwiek.

Natomiast dzisiaj mamy informatyzacje. Wszystko co w rolnictwie i produkcji rolnej czy zwierzęcej kosztuje to ludzie. Czyli prolskie etaty trzeba ciąć, ciąć, ciąć. Mechanizować, informatyzować. No i wszystko fajnie… Mamy ciągniki JohnDeere i inne gdzie sobie można w 4K filmik obejrzeć…

Propaganda mówi ze cały czas na żywność wydajemy mniej, ze to już ułamek miesięcznych kosztów.
Churchill zaś mówił ze wierzy tylko w te statystyki, które samemu sfałszuje.

No i mamy szyneczkę na przykład mniam. Z karagenem o zawartości 61% miesa

To i tak bardzo dużo. Mam znajomego Francuza, jest co prawda inżynierem w Framatome i zajmuje się produkcja prętów paliwowych do reaktorów. Jak był studentem pracował w zakładach mięsnych i dziś niczego przemysłowego nie tknie -mówi mi ze szynka dla niego z masarni to jakby peklowana była w reaktorze…

Szynkę da się zrobić z 12% mięsa- polifosforany, karagen, woda, glutaminian, askorbinian, hydrolizat białka sojowego, skrobia kukurydziana modyfikowana…

Parowki z tego co mi mówił to potrafią mieć poniżej 3% mięsa. Tak zwanego mięsa -bo to z odpadów się robi -krowich wymion, skór, jąder, powięzi i tak dalej. To nawet nie jest MOM, ale odpady. Dlatego czasami pies nie chce jesc tego co jest. Reszta to celuloza nawet, białko sojowe, glutaminian , woda, etc.

No wiec jak to jest. Produkcja rolna coraz tańsza, coraz mniej kosztotworczych proli w niej pracuje a taki systemowy downgrade w jakości.

Powoli się okazuje ze albo zrobisz sobie wędlinę samemu albo jesz to co na rynku jest.

Gdzie jest mięso towarzysze? Czyżby znowu spekulanci i szkodnicy je kradli ?

3 Likes

A ile prawdziwego mięsa człowiek może metabolicznie wytrzymać? Powiedzmy tygodniowo?

Koszt produkcji mięsa jest olbrzymi, cielak w produkcji przeznaczonej na stół w kraju uprzemysłowionym kosztuje samego paliwa (wożenia się, dostaw paszy, wody etc) prawie baryłkę (bez dwóch litrów chyba).
Krowa mineralna żre tyle ropy ile waży, a krowa syntetyczna jest tańsza bo na biokomponentach z soi czy papieru^^

Nie stać nas na utrzymanie takiej populacji przy tym poziomie technicznym jaki mamy. Zbudowali infrastrukturę i można się ich pozbyć. Tak powstaje bogactwo - przez redukcję liczby ludności uczestniczącej w podziale tortu wytworzonego większą populacją.

A nie tylko mięsa nie można dostać - mleka też nie. Jajka są obecnie niepsujące się chyba prawie jak frytki. Dlatego kiedyś poruszyłem temat, że następnym przemysłem w jaki trzeba będzie wejść, jest żywność. Taka do jedzenia dla ludzi, i nie że eco, tylko technologie produkcji od strony biologicznej. Bo od strony fizycznej, chemicznej i mechanicznej co się dało to już zrobiono.

Inną sprawą jest brak niepobudzających środków redukujących łaknienie.

2 Likes

Se kup ziemię, se narób dzieci i każ im po szkole swoje własne świnie pasać. Będziesz miał prawdziwe mięso.

Inna strona medalu jest taka że na mięso to sobie kiedyś bardzo nieliczni mogli pozwolić. Mięso na talerzu to było święto. I nie mówię tego akurat o starej Rzeczypospolitej, zarówno w kuchni Francji, Szwajcarii jak i Włoch mięso praktycznie nie istnieje ze względu na jego ówczesne ceny właśnie. Kuchnia Rzeczypospolitej zaś zna mięso ale też nie od strony hodowli a polowania czyli dziczyzny raczej.

Wyrzucając z procesu hodowli farmację i jej masowość a z procesu produkcji chemię wrócimy do cen prawdziwego mięsa które to ceny oceniam na jakieś 100 do 150 CHF za kilogram szynki, ewentualnie około 200 CHF za kilogram wołowiny. Wyobrażasz sobie jaki kwik podniósłby się w narodzie gdyby na jeden wkład do grilla z przyjaciółmi wyskoczyć trzeba byłoby z 2k złotówek ? Miesiąc tyry na jednego grilla ?

Ponieważ jednak każdy robol uznał że ma prawo do mięsa i to codziennie to należało to mięso uczynić tanim to znaczy ‘zoptymalizować’ jego skład i produkcję, procesy magazynowania i przechowywania.

Stawiam na dalszy dynamiczny rozwój produktów mięsopodobnych bo na osiem miliardów konsumentów mięsa ta planeta jest jednak za mała.

3 Likes

Zaczęliby pasać świnie zamiast je przywozić z Danii ciężarówkami?^^

Jest jedno ale - nie da się utrzymać pracowników przemysłu ciężkiego na niskobiałkowej diecie. Zbyt agresywne środowisko pracy, górnik, hutnik, spawacz, budowlaniec i pokrewne zawody są tak obciążające fizycznie, że bez kotleta po trzech miesiącach masz wrak ze specjalisty. Przez wieki kombinowano wokół tego i nikt nie ma złudzeń co do zapotrzebowania na białko w tych branżach. Obecnie obciążenie pracą jest 2-3 krotnie wyższe niż za komuny, więc dodatkowa kartka na mięso już nie wystarcza, dzisiaj prole jadą na suplementach diety typu whey i witaminach garściami, żeby utrzymać się w jako takim stanie fizycznym.

Należało coś taniego nazwać mięsem. Myk lingwistyczny^^
Trociny nadały się w sam raz.

To trzeba tych konsumentów przerzedzić.

1 Like

Chemia w rolnictwie i żywności nie ma najmniejszego sensu ekonomicznego biorąc pod uwagę składniki odżywcze zamiast wagi. Chemia powoduje głównie puchnięcie produktu. Tym się trudno nażreć. Naturalnego jedzenia z reguły wystarcza kilka razy mniej do nasycenia. Dopóki płaci się za ilość to nic się nie zmieni.

Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Świnia nie nadaje się do zabicia w innym cyklu niż naturalny tak jak spanie z dziewięcioma na raz nie spowoduje, że za miesiąc urodzi wam się dziecko.

To jeszcze nic. Kontenery wracające po 2 latach z Chin na zachód Europy z “mięsem” są czarne w środku od zepsutych tkanek. Wtedy wchodzi perhydrol + cała reszta i zabarwienie, próżniowe pakowanie i naklejka z informacją aby spożyć w ciągu 24h od otwarcia. Smacznego.

W ogóle funkcjonowanie w długim terminie nie działa bez białka. Wielu miłośników warzyw dopiero jak porządnie podupada na zdrowiu to mądrzeje. Chociaż niektórzy idą w zaparte do śmierci. Zadziwia mnie jakie rzeczy potrafią ludzie wymyślać na pytanie o sens posiadania kłów albo czy znają kogoś uczulonego na mięso. Może to i lepiej. W końcu mięso jest tańsze dzięki tym modom.

1 Like

Przekonaj gazownię żeby zaczęła wystawiać rachunki za dostarczoną Ci wartość energetyczną gazu a nie za jego objętość. Albo przekonaj producenta papierosów żeby zaczął sprzedawać je na wagę zawartej w nich nikotyny. Zacznij wypłacać wypłaty pracownikom nie za dwieście godzin miesięcznie lecz według zdefiniowanego procentu od produkcji sprzedanej. I tak dalej …

2 Likes

to moze “zapic robala” zacznie zyskiwac na popularnosci?

https://www.npr.org/sections/goatsandsoda/2016/08/10/489302134/should-we-make-room-for-worms-on-our-dinner-plate

Zauważyliście, że zmienił się też profil konsumpcji produktów z mięsa? Większość sprzedawanego w dyskontach surowego paczkowanego mięsa to polędwice, piersi, sznycle, szynki, jednym słowem jednolite, chude, wyrośnięte i ładnie wyglądające części. To samo dotyczy wędlin, albo ładne jednolite, albo suszone wysokoprzetworzone. U mnie w rodzinnym domu zawsze się dość mało mięsa jadło. Sam nie jestem przekonany, czy ewolucyjnie każdy człowiek potrzebuje jeść mięso codziennie, szczególnie, że w biegach ultra dużo osób wcale nie je mięsa mimo ogromnych wydatkow energetycznych. Wyczynowi sportowcy uzupełniają jednak brak mięsa przebogatą dietą, na którą zwykły człowiek po prostu nie będzie miał czasu. Nie wiem też, czy dieta bezmięsna nie odbija im się na potencjale umysłowym, jaki mogliby rozwinąć. Z całą jednak pewnością nie ogranicza ich potencjału fizycznego w biegach długodystansowych. Jakiś czas temu, gdy żona po raz tysięczny chciała robić kotlety z piersi z kurczaka, powiedziałem dość i wyruszyłem sam na łowy. Ku mojemu zdziwieniu w sklepach pod nosem nie znalazłem sensownych wędlin, ani wołowiny innej niż paczkowane steki. Dopiero w lokalnym wioskowym sklepiku 10km ode mnie natrafiłem na bogactwo swojskich salcesonów, kiełbas, pieczeni, galaretek czy smalców. Wszystkie te rzeczy są przynajmniej dwa razy droższe niż szynka w dyskoncie. Jak się pewnie domyślacie, są też przepyszne. W porównaniu z cenami, o których pisał Gruby, tu w Sudetach wciąż mamy relatywnie tanio. Trzeba się jednak najeździć i przeciętny Kowalski stanie przed wyborem, czy za te same pieniądze kupić kilo szynki w Lidlu czy pół kilo kiełbasy po którą w dodatku trzeba pojechać.

2 Likes

Tam mi coś każe klikać, wybierać ochranę danych.

To pobiegajcie po hucie, kopalni, spawalni, wycinaniu gazem/plazmą/laserem w stroju roboczym - od razu się dowiecie co to jest ogromny wydatek energetyczny.

2 Likes

Po URLu wiadomo jakie jest przeslanie artykulu.

1 Like

Dlatego nie klikałem dalej bo dopiero jadłem.

3r3 nie przeczę, zresztą sam za młodzika miałem epizod w zakładzie przemysłowym- choć z gatunku “przemysłu lekkiego” to na 12h zmianie pewnie te 6 tyś kalorii się zostawiało, tak samo jak podczas długiego biegu, a niby dorosłemu facetowi powinno 2,5 na dobę wystarczyć… Nie zmienia to jednak faktu, że nas natura do pracy w hucie czy kopalni nienajlepiej przystosowała i trzeba nadrabiać nienaturalną dietą, żeby z obiema rękami do domu wrócić, a gdyby jedzenie mięsa codziennie miało być nam pisane z natury, to nie trójki mielibyśmy w szpic, tylko wszystkie siekacze

2 Likes

Naszą naturą jest wojna i do tego jesteśmy przystosowani najlepiej. Co ciekawe dieta wojownika niezależnie od epoki i szerokości geograficznej mięsa zwierzęcego nie zawiera wcale (tłuszcze zwierzęce w miarę dostępności) a opiera się na grochu, ryżu czy soczewicy.
W przypadku zwycięstwa mięso pojawia się w diecie, ale akurat nie zwierzęce gdyż logistyka dalekiej projekcji limituje zdolność do transportu kalorii.

1 Like

zeby nie robic nowego wpisu.

Bylem sobie w Piemoncie. W takiej dziurze jak Via per Alzo, 39, 28017 San Maurizio D’opaglio NO, Włochy

Z jakiegos malego warsztatu w latach 50tych zrobil sie globalny gracz. We wszystkich filiach okolo 800 ton mosiadzu dziennie przerabia sie na armature.

Wokol tej malej miejscowosci dziesiatki malych manufaktur robiacych baterie wannowe i armature. Jedna taka bateria to i 4000 Euro.

Wlosi potrafia. Zeby bylo smieszniej nieruchomosci we Wloszech sa w cenie smiesznej w malych miastach

3 Likes

Ale Włosi potrafią wziąć za mordę swój aparat. Tam urzędnicy dostają ostrzegawczo w potylicę jak im się coś nie podoba. Nie oczekujesz tego po folklorze spolegliwych tchórzy?

1 Like

Jak się sprzedaje technikę kobietom to w rzeczy samej można 4k € za kawałek chromowanego mosiądzu zaśpiewać. Gdyby to mężczyźni wybierali armaturę do łazienki to krany kosztowałyby 50€, no góra stówę za komplet. Choć z drugiej strony to mężczyźni przecież potrafią zapłacić 500 € za jedną felgę …

1 Like

Felgi mają zastosowania, a kran? Po co to w ogóle jest?

Kran to takie ustrojstwo które kobieta przeciera z odcisków palców raz na tydzień. Po tej operacji kran błyszczy się jak psu jajca dając kobiecie samozadowolenie. Z drugiej strony kran zabrudzony na przykład smarem (a nie daj boże smarem albo innym brudem uwalana wraz z kranem umywalka) jest fantastycznym powodem objechania starego przez starą. Po takim zjebie następuje operacja czyszczenia łazienki. Stara czuje się potrzebna, stary został odpowiednio pognębiony po czym wszystko wraca do ustalonego porządku rzeczy. Samiec wraca do swojego świata brudu w garażu czy innym warsztacie a samica do czerpania radości z panowania nad wypucowanym gniazdem. Aż do następnej razy.

Powyższą scenkę rodzajową zapętlamy poprzez “da capo al fine” i uzyskujemy zgodne, stare małżeństwo w którym ona wrzeszczy a on udaje głuchego dopóki ich śmierć nie rozłączy.

3 Likes

A to to co raz do roku złośliwie cieknie.

Jakie udaje? Po prostu nie rozumie czemu wrzeszczy.

3 Likes

Tak dokładnie opisałeś, że już myślałem że masz jakiś podsłuch u mnie w domu. Czyli wygląda na to że u mnie wszystko w normie.

1 Like