Łódki w se nie są rejestrowane. Szczególnie jeśli nie mają silnika.
Rowerów się tu lepiej pilnuje.
Z kim i w jaką pogodę.
Toż przecie nikt nie broni załogantom wiosłować - dwa dni i na miejscu^^
To wtedy to co @gruby zapewne miał na myśli - pływający camping.
Tyle że pływanie campingiem, a zabawa w żeglowanie to są dwie rozdzielne kategorie wagowe. Również w kosztach i czasochłonności utrzymania.
Kadłub sobie wyciągniesz na jesień, odwrócisz mieczem do nieba i zapominasz o sprawie do wiosny. Najwyżej w tej pozycji przemalujesz, podłubiesz nieco włókna i oszlifujesz jak gdzieś ląd był ukryty niemiłosierny.
A campingu nie radzę wywracać bo same z tego nieszczęścia - a ile rzeczy się znajdzie (no i sufit trzyma tylko w jedną stronę naprężenia).
Z opowieści wynika że nawet jak widzą, to nie widzą i trzeba im racą w okna strzelać. Jak wybijesz to już się nie wykręcą.
Do nauki żeglowania dobry jest Solent na południu Anglii bo nie tylko pływają tam regularnie jednostki rekreacyjne, promy, czy kontenerowce ale i jednostki wojskowe. Do tego spore pływy. Niektórzy idą na easy-going i na kanarach zdają testy.
Nie wiem czy jest coś bardziej rozpoznawalnego na świecie niż RYA. PZŻ to tak lokalnie raczej. O ile czegoś nie zmieniono to w Hiszpanii robią problemy z uznawaniem uprawnień jeśli by ktoś chciał dłużej przezimować niż 6 miesięcy i trzeba robić kurs od nowa w ich języku.
To nic nie zmienia kiedy tam nie ma żadnego manewru na przekopie, a droga hamowania w milach. Zresztą jak już masz zasięg w okno to w misce jesteś i reszta jest kwestią fizyki.
No jak ktoś 185 dni zaliczył banderą w jednym miejscu to słusznie za lokalsa jest brany.
Ale pomaga w zwróceniu na siebie uwagi w razie gdyby trzeba było ratować.
To OK, ale żeby nie uznawać zagranicznych uprawnień to już słabe jest. Bo co to miałoby zmienić że zrobię to po Hiszpańsku kiedy i tak językiem porozumiewawczym jest angielski.
Co chcesz ratować z lekkiej łódki jak zleci w menisk pod kadłub i przeleci pod śrubą?
Na wodach przybrzeżnych obowiązuje lokalna jurysdykcja. Jak nie chcesz w nią wleźć to musisz się trzymać dalej od brzegu. To wcale tak daleko nie jest.
Wtedy tylko szlakiem do portu zwijasz na międzynarodowym przepisie (w razie czego wyższą koniecznością się tłumaczysz - awaria, gąbka do glacy bosmana w odmęt wpadła i nową trzeba kupić).
Oni kiedyś byli potęgą morską i im zostało - można wybaczyć.
U Włochów jest jeszcze gorzej.
Tyle że ciepłe wody wcale nie są takie przyjemne do pływania - tłok.
A że ta śruba to ciągu nie wytwarza i tak dla żartu się tam kręci, nic nie zasysa?
I tak odpłynie bo nie może blokować szlaku. A SAR to niby komu ma po takim wydarzeniu pomóc? przecież to jak potrącenie zająca przez ciężarówkę - warto komu tym głowę zawracać?
Nie ładować się pod pływający budynek i tyle. Dlatego tłumaczą że są takie znaki gdzie te budynki pływają i jak ich tras uniknąć.
Na mapach są główne szlaki zaznaczone więc jest co omijać. Nie musimy brać od razu krytycznego scenariusza pod uwagę bo nasza łódka może szczęśliwie nie wpakować się pod śrubę ale jeśli nawet, to zawsze są szanse przeżycia i każda pomoc może się przydać. Może akurat przed zderzeniem wyskoczymy do wody, łódka pójdzie na dno ale przeżyjemy. Wtedy SAR może pomóc, albo inna jednostka przepływająca w pobliżu która się dowie od odpływającego właśnie kontenerowca.
Nikt oczekuje przecież że takie coś zawróci, ale zawsze lepiej jest że ktoś wie że potrzebujemy pomocy.
Zające wbiegające pod ciężarówki nie są godne pomocy i słuszny spotyka je los.
I wciągnie nas śruba.
Bardzo ciężko jest zatopić żaglówkę bo ona sama z siebie pływa jak z blachy nie jest.
Ale po co takiego zająca ratować? Przecież to szkodnik co ze swoim hobby poważnemu handlowi przeszkadza.
Powinno jeszcze ostrzelać zająca za głupotę!
Choćby z armatki wodnej.
Pomocy to zając potrzebował przed, jak sobie umyślił tam wpływać.
Zając na kozetkę - włazisz pomiędzy taśmociągi z towarem, nie oczekuj że uniesiesz uszy cało jak znaków nie znasz i do maszyn się zbliżasz.
Chcącemu nie dzieje się żadna krzywda. Wlazł pod śrubę i dostał to czego oczekiwano.
Jeszcze może wspinaczka górska bez przygotowania? Też ratować?
Dobijać! Im mniej głupców w populacji tym lepiej, szczypawką ich!
Niby że ma mnie przerazić to że na wodzie duży może więcej ?
A jak idziesz sobie ulicą i spotykasz mrówkę to ją omijasz ?
A jak jedziesz samochodem i Ci mysz wyskoczy na jezdnię to się nią przejmujesz ?
Bo z łosiem to inna sprawa, łoś potrafi po drugiej stronie szyby namieszać. Na łosia trzeba uważać. Kwestia gabarytów łosia czyli jego zdolności do namieszania w podróży się kłania.
Niee, dałem uśmieszka na końcu zdania. I dobrze wiem że bez przygotowania byś nie pływał. Z tym zwracaniem na siebie uwagi to stosuje się przez rozbitków. Chodziło mi o to że @3r3 trochę straszy nad wyrost pisząc o samobójach czy wciągnięciach pod śrubę kiedy wypadki na morzu zdarzają się bardzo rzadko, najmniej ponad 2 mile od brzegu.
Źle mnie odebrano ale to moja wina bo nie sprecyzowałem, przepraszam jeśli to kogokolwiek uraziło.
to inżynierowie i lekarze z Sudanu i Erytrei ryzykują swoje kwalifikacje na jakiś pontonach? skandal!!! zróbmy coś dla związku socjalistycznych republik europejskich i przewieźmy ich gratis żeby zadać kłam twierdzeniu ze Polacy to rasiści i ksenofobowie…
raczej nie. Na drodze możesz zjechać, stanąć i wysiąść. Kopnąć samochód, opluć go a nawet podpalić i ruszyć na piechotę. Na wodzie nie masz możliwości obrazić się na łódkę bo machanie rękoma wpław to nie jest alternatywa.
A że na wodzie duży może więcej … na lądzie w sumie też.
Na morzu już nie jest tak niebezpiecznie jak dawniej. Zabawki technologiczne bardzo ułatwiają nawigację i poruszanie się, radar, AIS, alerty pogodowe, radio, a nawet tel satelitarny. Ze środków bezpieczeństwa jest tratwa plus EPIRB. No i jest stosunkowo duży ruch więc szansa na odnalezienie i przeżycie jest ogromna.
Wypadków samochodowych jest tak wiele że bardzo rzadko się o nich wspomina. Za to jak samolot się rozbije czy ktoś na łódce zaginął to już co innego, nagłaśnia się.
To zależy od tego za sterem. Ilość łajb na wodzie rośnie więc ilość idiotów na mostkach też rośnie. Rybacy na ten przykład mają na niektórych akwenach zwyczaj blokowania steru i walenia się w koję. Są zdania że w razie czego syrena tych przytomnych z drugiego mostku ich obudzi. Nie zawsze się to udaje.