Kto ma w tej dziedzinie rodziców, może się od nich nauczyć, że lepiej poszukać innej dziedziny.
U rodu wskazanego przez Tengri do rządzenia światem dziedziczenie utrudniała rodzinna skłonność do ciężkiej choroby alkoholowej. Kilku po prostu zdążyło się zapić.
Dobre! Będę czuwał, żeby moim wnukom rodzice krzywdy nie zrobili, bo u nas (zastrzegam, w Polsce) odwrotnie. Dzieci lekarzy zostają lekarzami, prawników prawnikami, artystów artystami. Niejaki Michalkiewicz zażartował, że się nie dziwi, że dzieci konfidentów też zostają konfidentami.
Cóż, jeżeli ktoś nie potrafi rozróżnić wytrenowanej! zdolności wykrywania w miarę regularnych wzorców od zdolności kreatywnego tworzenia/rozwiązywania oryginalnych problemów… pozostaje zamilczeć.
Ciekawe, nawet bardzo. A jakiś praktyczny bardziej organoleptyczny przykład?
To się go nie szuka. Większość wybiera kosze, które widać albo widzą, że ktoś je właśnie tworzy. Dlatego niewielu jest wariatów (jak ja:), którzy rzucili kulką i wierzyli, że zanim kulka doleci do celu, to kosz (informatyka) się “w tej okolicy” pojawi. “Jest ryzyko, jest zabawa”.
Tak patrząc, to moja “Robotyka i Mechatronika” podpadałaby pod tę kategorię. Cóż, na terytorium PL nawet dziś ten kosz faktycznie nie istnieje… ¯\_(ツ)__/¯
Ale nawet po trafieniu w niego na innym terytorium po pewnym czasie dochodzi się do wniosku, że naprawdę ciekawe są kosze, które samemu możnaby stworzyć dla innych, żeby do nich wrzucali a to już inna szkoła jazdy.
Tak, np. badania podstawowe robią państwowe uniwerki za publiczne podatki, ale wdrożenia technologii to już prywatne firmy. CA też sprywatyzowała metodę Kosińskiego… Nic nowego…
Dobrze mieć plan co zrobić (albo dużo szczęścia ^^), jeżeli się było na tyle naiwnym i się ryzyko zrealizowało. Tu się nie ma czym chwalić, ale ja miałem w kilku momentach więcej szczęścia niż rozumu. Napoleon miał naprawdę dobre to kryterium
W przypadku informatyki w PRLu (koniec lat '70) to jednak niewielu. ~100 osób/roku na UJ. Z tego połowa to była informatyka teoretyczna (takie komputerowe metody numeryczne). Uwzględniając fakt, że na innych uczelniach w Polsce nie było takiego kierunku, to do nieistniejącego kosza rzucało niewielu. Może limit “rzucających” wynikał z centralistycznego zarządzania uczelniami.
Mój kumpel miał podobne:)
“Trzeba mieć szczęście. A tych co go nie mają, to niech szlag trafi”
I jeszcze jeden przykład. Czytałem kiedyś wynurzenia kogoś kto brał udział w rekrutacji nowych pracowników do firmy. Komisja składała sie z 3 osób. Dostali tyle aplikacji, że wiedzieli, że w rozsądnym czasie nie dadzą rady tego przetrawić. Przyszedł szef tej komisji, popatrzył na stertę teczek, wziął 3/4 wrzucił do kosza ze słowami: “Pechowców nie potrzebujemy”. Ten (niecyniczny) gość był trochę zdegustowany.
Bo żyjesz w biasie uniwersyteckim, akademia to stan umysłu, tymczasem w przemyśle były tam już tysiące osób żebyście mieli co fizofować pod państwowym dachem, i przede wszystkim - na czym.
Bo chyba nie łykasz, że ludzie, którzy to wytwarzają i integrują to nie wiedzą co i w jakim celu produkują? Wcześniej - zanim to dostaniecie do łapy? I jakieś tam swoje klocki z tego budują?
Dokładnie jak z Andrzejkiem od kwantowych - to są historie znane tu na forum. Wystarczy poczytać archiwum, żeby znaleźć teksty o tym jak uczyliśmy się programować na kartce.
Ja tak jeszcze zdawałem część egzaminów kilkanaście lat temu, bo dostęp do egzekucji na maszynie był ograniczony. Zaznaczam, że w kraju który z biedy akurat wtedy nie słynął.
Inaczej się nazywały, ale robiły to samo, to zależy wyłącznie do tego gdzie nerdom strzeliło do łba, że potrzebują większego kalkulatora. To akurat wiem, bo po rodzinie byli starsi od Ciebie, którzy się tym zajmowali na kierunkach zupełnie z d, głównie inżynierii, elektroniki etc.
A może się tak tylko wydaje z powodu biasów.
Nawet bez takiej ekspresji i tak to działa w ten sposób.
Przecież w rekrutacji i tak biorą udział jełopy od zarządzania, na których działa ekspresja werbalna, a nie fakty więc i tak jest bias pod tych co umieją paplać.
Dopiero od kilku dekad do tej rekrutacji zatrudniono pedagogów specjalnych, bo się ktoś obciął, że nerdy po prostu nie gadają i rekrutacje najczęściej olewają, a robić ktoś musi i lepiej jak coś umie & mu wychodzi.
Katedra Budowy Maszyn Matematycznych warszawskiej polibudy - lata 50. ubiegłego wieku,
Komputer XYZ: 1958 rok (kto go zbudował i gdzie ?)
Komputer ZAM-2: 1961 rok. W zespole konstruktorów tego komputera znajdował się m. in. młody Władysław Ciastoń, późniejszy generał i szef SB. Ten od Popiełuszki.
ELWRO: fabryka komputerów powstała we Wrocławiu w 1959 roku. Fabryka ta nakręcała popyt na absolwentów miejscowej polibudy, wtedy jednostka odpowiedzialna za zera i jedynki na tej uczelni nazywała się “Sekcja prądów słabych”.
Z przebiegu kariery inżyniera Ciastonia możesz wywnioskować który z resortów hodował tych nerdów.