Hajpowanie zombich

Link do artykułu: https://zarobmy.se/hajpowanie-zombich/

Kontynuacja poprzedniego tekstu. Dotarliśmy do etapu, że tworzone są z przedsiębiorstw instytucje i rozwiązania hybrydowe (z ustrojowej konieczności) gdzie z jednej strony mamy rozliczenie (czy to finansowe w funkcji rynku na styku choćby z pracownikiem czy poddostawcą; czy to polityczne/stanowiskowe w monarchii / systemie jednopartyjnym), które jakby nie liczyć sprowadza…

3 Likes

Niemcy podeszli do tego problemu po niemiecku: problem → analiza → rozwiązanie (“ostateczne”) → jego realizacja istotnym kosztem inwestycyjnym przy znacznym obciążeniu własnej infrastruktury, na przykład kolejowej.

Islamiści ze strefy Sahel wysyłają niegrzecznych w drogę w jedną stronę: z dżungli Afryki Równikowej przez Saharę do portów Algierii, Libii oraz Tunezji. Kto pokona mix słońca z piaskiem wpada w macki obozów przejściowych w portach, kto je przeżyje zderza się z falami Morza Śródziemnego.

Nie za bardzo wiadomo jaki procent podróżujących na północ dociera ze środka Afryki na południe Europy, wiadomo jedynie że kombinacja piasku, słońca i słonej wody wymaga zerowych nakładów inwestycyjnych ze strony Frontexu.

2 Likes

Brakło im instytucji odradczej z opinią “przy obecnej wydajności względem liczby nominalnej estymowany czas zakończenia projektu wynosi, estymowany koszt wynosi; rekomendujemy zmianę sposobu i przedstawienie danych p razy wyższej efektywności przebiegu procesu”.

4 Likes

Ha, no właśnie tu sie nie zgadzam, uważam, że takie stanowisko to naiwny optymizm:)
Nawet po likwidacji Rzeszy v3.0 nic takiego się nie stało. A gdzie kasowanie abstraktów w RPA? Japonii? Rosji? W zasadzie jedyne miejsce gdzie do kasowania abstraktów doszło to był Balcerowiczland i wszyscy kibice miłosiernego Cara Putina mają to za wielki spisek przeciwko.

Pauperyzacji tak, gwałtownej nie. A o redukcji można zapomnieć. Z pozyskiwaniem przydatnej roboty, to akurat jestem nawet większym optymistą, bo całkiem sensowny odsetek wykształciuchów ma ręce do roboty, ale ma też głowę do myślenia (jak robić by się nie narobić), więc jak zostaną zmienione wagi na grafie przepływów towarów i usług, to zamiast załatwiać granty będą “coś robić”. Po prostu ludzie z produkcji poszli w biurwę, bo podążali za pachnącymi farbą banktotami.

Te oczekiwania można od razu wysyłać do /dev/null, jak pisał Lem, ewolucja polega nie na tym, by problem rozwiązać, ale by miminalnym kosztem przepchnąc go dalej. A kto wierzy w rewojucje to

się może srodze zdziwć, jak zauważył Autor.

To jest w ogóle najciekawsza sprawa. Owszem, zgadzam sie że przy rosnącej nierównowadze popytu i podaży idziemy w kierunku Hiszpanii, gdzie tytuł własności będzie no właśnie tytułem.
Ale problemem nie jest deficyt mieszkań (domów etc), tylko “mieszkanie prawem nie towarem ale tylko w centrum wielkiego miasta” - problemem jest niedostosowanie realnej struktury osadniczej do postulowanej. Ludzie nie chcą mieszkać na prowincji (za mało zwrotnych bodźców od innych dwunogów, za małe pensje etc), a żeby duże miasta zmieniały się w ogromne to trzeba albo wielkiej imigracji młodych robotników do slumsów, albo bardzo zorganizowanego centralnego planowania, a pewnie obu na raz (Nowa Huta). W zasadzie zamiast dokwaterunku przydałby sie mechanizm wysiedlania emerytów do Łomży.
https://www.salon24.pl/u/dynamitard/1322831,by-uzdrowic-polske-trzeba-zakazac-warszawiakom-mieszkac-w-warszawie

Collateral damage jest zbyt duży. Raczej będzie to robione powoli za pomocą inflacji i stałych niskich stóp na “pierwsze mieszkanie”. Znajomi z USA za głowe się łapali, że u nas ludzie zgadzają się na taki hazard jakim jest kredyt na 20 lat w tym na tylko 5 o stałej stopie. Nie mówiłem im, że raczej bardziej symptomatyczna jest stopa zmienna w walucie obcej, ale nie chciałem by mnie uznali za bajkopisarza.

Ostatni raz cos takiego było za jednego Korsykańczyka i na powrót tego sie nie zanosi.

Bo system lewny, jest właśnie tymi strzałkami co w grafie osobniczym pokazują kto jest władzą a kto nie jest. Więc jak pisałem, żadna władza 70+ się na to nie zgodzi, bo im zostało tylko kilka lat do emerytury, a władza 55+ już ma gotowe skarpety by wejść w ich buty. Władza 55- zanim się głodna doczeka, to się zestarzeje i sama bedzie liczyć tylko na bambosze.

w USA to nawet nigdy nie zostało zlikwidowane. Habitaty → podatki → szeryf → lokalna milicja. Cały czas tak jest i to nie tylko w praktyce ale i z punktu widzenia “lewa”.

jak to mówił jeden cwany Gruzin “łatwiej człowieka zabić niż zmusić do pracy”.
Jak Autor pokazał redukcja populacji nie wchodzi w grę (na wielkich liczbach) więc nie wchodzi też zmuszanie do pracy (metodami innymi niż przymus ekonomiczny).

A dobrowolna reedukacja metodami ekonomicznymi już ma się bardzo dobrze, no ale to u wilka z Zachodu: https://www.imdb.com/title/tt9770150/

Natomiast wizja masowego zatrudniania ex-pracowniczek i pracowników Mordoru u Pana Antoniego jest snem piwniczaka, bo przecież w dominującej większości to są jakieś jedynaki z prowinicji, więc po pierwsze tatuś zapłaci, a jak już nie starczy, to się wróci do siebie na wieś do i tak za dużego domu. (co by rzeczywiście rozwiązywało troche problem habitatów, no ale skoro dobrobyt klasy rządzącej nad Wisłą zależy od czynszu w mikrokawalerkach , to prędzej Macierewicz przyłączy Polskę do Obwodu Kaliningradzkiego niż zgodzą się na wykolejnie tego mechanizmu)

konsensus światowy jest taki, że nikt nie potrzebuje swojej rdzenniej populacji, tylko potrzebują aspirującej klasy robotniczej, o etosie pracy niemieckiej klasy średniej z lat 195x. Więc będziemy mieli podrzucanie sobie wzajemnie nierobów przy jednoczesnym kuszeniu i bezwględnej walce o “robów”.

Byłem ostatnio w takich znanych z NASDAQ miasteczkach jak Widok-na-Góry. Święty Jan, Słoneczna Dolina, Święta Klara i tam by zachęcić specjalistów do pracy z biura, bo samo 50k$/rękę/miesiąc nie zawsze wystarcza w epoce Zooma to buduje się biurowce których 75% powierzchni to jedzeniownia-imprezownia, a na reszcze sią małe chlewiki pracy klatkowej. Bo pracowac to można z domu, oszczędza się na staniu w korkach. Natomiast z wewnętrznych badań wyszło, ze bez plotkowania w pracy wydajność i R&D za bardzo spada i trzeba im organizować miesca do gier i zabaw.

2 Likes

Tylko nic nie będzie do zaoferowania.

Reedukacja?^^

Nie takim złoto do gęby wlewano^^

Wyjaśnij jankesowi co to jest waluta obca^^

O ile ktoś słucha kapłanów od strzałek.

Znamy rozwiązanie - człowieków mnogo.

Przy zgaszonym przemyśle?
I co ci robotnicy mieliby robić?

2 Likes

Będą brać udział w referendach.

1 Like

zróbmy referendum… kto nie jest głodny^^?

2 Likes

O tak :wink:

EDIT:
Tutaj się to nazywa NOW - Neue Office Welten :wink:

1 Like

Jest precedens, więc można mieć nadzieję.

1 Like

Pan ma dostęp do tych mitycznych badań? Pytam z ciekawości, bo przypadkiem wszystkim w wewnętrznych badaniach – tak tajnych, że nikt wynikami się chwalić nie chce – wyszło to samo, a mianowicie, że plotkować w pracy trzeba trzy dni w tygodniu. Nie mniej i nie więcej. Bo widzi Pan, ja jedyne co widziałem to widmo nadchodzącego krachu na rynku nieruchomości komercyjnych.

Nie, żebym się nie zgadzał, ale w tak światłym towarzystwie nie śmiem przedkładać własnych, anegdotycznych doświadczeń jako globalnego trendu.

2 Likes

Tak

A tak na serio to od pandemii spadają wyniki zadowolenia z pracy - w wewnętrznych oficjalnych ankietach naszego megakorpo. I to nie nawet kwestia finansowa ale w wielkim skrócie optymizm oraz work-life-balance jest pod psem. Mimo w zasadzie dowolności pracy zdalnej/hybrydowej. Ok, to jest jedna z obserwacji z twardych (oraz niepublicznych) danych. Ale wiadomo, correlation is not causation

Natomiast jak połącze to, z moim anegdotycznym ale dosyć szerokim (N = 20) wywiadem i to nie tylko u nas także w pokrewnych molochach ludzie narzekają (zarówno pracownicy jak i ogarnięta część managmentu) na spadek morale, spadek szybkości obiegu informacji i także na swoją psychologiczną izolację (dosłownie).

Jak to interpretować? Wg mnie praca zdalna nie tyle obniża wydajność pracy (bo sam jak mam zrobić X to wolę się zamknąć w ciszy i spokoju i w izolacji) ale obniża zarówno wydajność komunikacji (IM, telekonf etc są mniej wydajne niż zapytanie się kogoś biurko dalej) ale też utrudniają “eksplorację”. Tzn pytać konkretnie mogę tylko o “known unknowns”. Natomist podsłuchać podczas lunchu mogę także “unknown unknowns”.

Czyli reasumując:

  1. Praca zdalna nie tyle obniża wydajność tu-i-teraz
  2. Co obniża morale (bo spora część informatyków nawet jak są introwertykami to nie są odludkami i zwykle kawa-w-pracy im starczyła za całą interakcje społeczną, a tak została pustka i introwertykom ciężko jest eksplorowac towarzysko)
  3. Spowalnia obieg informacji
  4. W zasadzie anihiluje nieoficjalny obieg informacji (na to też np narzekał management, że przed zdalnością bardziej czuli co ludzi gryzie, a teraz ta pętla zwrotna jest osłabiona)
  5. i już jako ostatnia sprawa: efekt sieciowy: gdy prawie wszyscy pracują zdalnie to przychodzenie raz w tygodniu by rozwiązać problemy 2-4 jest bez sensu, bo prawdopodobnieństwo że kogoś spotkasz jest małe.

Czyli nie tyle ludzie gorzej pracują zdalnie, co ludzie “szybciej się wypalają”.

Wiadomo, jam Polak, zdalny, więc w Centrali jak przyjechałem to miałem dużo spotkań 1:1 i narzekałem aż furczało, to i współrozmówcy narzekali.

Stąd pomysły Matki Korporacji by biuro było w zasadzie jedną wielką kawiarnią z salami konferencyjnymi, a bo ludzie mają tam przychodzić dla nieformalnego obiegu informacji, a nie po to by klepać kod z słuchawkami na uszach.

u nas plotkowanie jest nieobowiązkowe, metoda marchewki. I z resztą co ciekawe działa (porównawczo). Bo tam gdzie biuro mamy jak z 1980 i Halt & Catch Fire to są pustki, a tam gdzie biuro jest kawiarenką to działa to dużo lepiej.

Moja prywatna uwaga jest taka, że 3 dni na plotki to za dużo, tyle że żeby taka zabawa miała sens, to manager musiałby ten raz na tydzień ludzi zabierać na lunch, żeby mieli motywację przyjść do biura na plotki. A managerom też się nie chce, wolą kija.

No i u nas praca w ogóle jest mocno sieciowa. Tzn muszę się użerać osobiście z ludzmi z 3-4 zespołów, poza własnym i poza zespołami “narzędziowymi”. Czyli wszystko jest mocno zależne od przypadku.

2 Likes

Miałem sam podobne spostrzeżenia.

Sporo razy byłem świadkiem, jak szef montażu, mający iluś podwładnych i ich podwładnych, zamiast sprawę na nich delegować, to sobie godzinę stał tak spontanicznie i wysłuchiwał utyskiwań pracowników na montażu… i mnie zaskoczyło, że

  1. ludzie otwarcie mówili co im na sercu leży
  2. on spokojnie słuchał i czasami o pewne sprawy dopytał, albo na niektóre zarzuty odpowiadał

Oooo tak. Choć ja mam projekty tworzenia fizycznych obiektów i montaż zdalnie nie pracuje, więc w czasach korony byłem często w firmie, bo bez regularnego omawiania z nimi spraw na ich stanowiskach montażowych, to bym daleko nie zaszedł.

A oprócz tego stworzenie przestrzeni, gdzie różne działy w miarę regularnie urządzają swoje “targi” opowiadając innym działom, a nie tylko kierownictwu, co robią i jaki jest progres.

1 Like
  • szykuje się obsuwa na REITach
  • powrót do biura od razu na pięć dni w tygodniu mógłby skończyć się buntem. Dlatego zaczynamy od trzech.
2 Likes

Wystaw tak dział księgowości i tylko kurz pod dachem się ostatnie.

I tak się szykuje, bo są rozwiązania konieczne i opcjonalne.
Konieczne to przestrzenie produkcyjne, bo towar zwożony jest ciężarówkami, musi być sprzęt do rozładunku, magazynowania, przetworzenia i załadunku aby wyjechał.
A opcjonalne to te wszystkie biurowce bez produkcji, magazynu i rozładunku.

3 Likes

Może wolta jest potrzebna i zamiast biurowców trzeba budować hale produkcyjne klasy A, jak np. VW:

6a3a25b00dc596c3216c68d5e31c21e1

4 Likes

to w teorii jest hala produkcyjna - w rzeczywistości to jest manufaktura.

Wrzuciłeś zdjęcia z Drezna: to miejsce postawiono w ramach rozkręcania produkcji VW Phaetona. Od 2016 roku składają w tej manufakturze elektryczne Golfy i wyobraź sobie co dzisiejsze wkręcanie bateryjek w Golfa oznacza dla Drezdeńczyka oraz dla jego dumy z własnych umiejętności które zdobywał integrując z karoserią sześciolitrowy silnik W12 albo pięciolitrowego V10 diesla i ręcznego (żaden robot tego nie ogarnia) montowania i spasowania drewnianych intarsji we wnętrzu pojazdu.

Budowy tej manufaktury osobiście pilnował Ferdynand Piech, podobnie jak i jakości produktów ją opuszczających. Cały zarząd koncernu jeździł Phaetonami i jak Ferdynand usłyszał od przydupasów z zarządu albo fumfli albo klientów że im “skrzypi” to w ramach “wizyty gospodarskiej” właściciela VW po hali latały takie panienki że dach w Dreźnie trzeszczał.

Za czasów Ferdynanda można się było po cichu, nieoficjalnie umówić na termin - wpadało się do Drezna i osobiście przyklejało się emblematy producenta do swojego zamówionego pojazdu kiedy schodził on z linii do magazynu. Można też było wziąć udział w testach zerowych własnego egzemplarza jako pasażer.
Za kółko nie wpuszczali, nawet przyszłych właścicieli.

Ferdynand miał dobry pomysł i dobrze go zrealizował. A później nastała era krawatów i pomysł na limuzynę z wyższej półki ze znaczkiem VW najpierw został planowo spieprzony: skasowano silnik V10 diesel przy braku następcy w postaci V8 diesla znanego z A8, skasowano z programu silnik W12 bez wprowadzenia jego następcy, rozwinięto projekt Phaeton 2 i podjęto decyzję o niewypuszczaniu go na rynek.

Po tym jak Ferdynand ewakuował się na emeryturę jego popłuczyny skasowały program Phaetona a manufakturę w Dreźnie zamieniły w cyrk z toczydełkami na bateryjki.

Ta fabryka przypomina dziś Niemcom że kiedyś byli potęgą i uświadamia im dlaczego już nie są.

Twoje pierwsze zdjęcie pochodzi z czasów elektrotoczydełek, drugie zdjęcie z czasów kiedy w Dreźnie produkowano jeszcze samochody.

4 Likes

Get real!
Pomyśl że coś się w takiej hali sss…
No i będę musiał przynieść skrzyneczki narzędziowe. Ponieważ mój podręczny zestaw skrzyneczek przewożę widlakiem, a naprawy często powodują “istotne ryzyko pożaru” to pracując na stanowisku nieprzygotowanym zgodnie ze zdrowym rozsądkiem (i dawno wystawionymi mi zaświadczeniami jakobym miał go wystarczająco aby to przeprowadzać) usunę ryzyka i postawię strażaka, żeby w razie czego podjął decyzje w swoim zakresie (gasić czy tylko mnie ewakuować z instalacji wciskając guzik po cięższe wsparcie, fabryki mają taki reżim ze strażakami, że cięższe wsparcie jest w kilka minut bo to przemysł utrzymuje straż ogniową).

Znaczy tego A nie będzie po pierwszej usterce, a faktury przekonają, że może nie trzeba przywracać stanu A. Jak nie za pierwszym razem, to po dwóch tygodniach spiętrzenie dotrze.

W razie gdyby jednak, w ramach oszczędności & lenistwa ktoś zdecydował, że mam nie modyfikować A tylko podjąć działania as is, to ja to wezmę na piśmie, a gdy dojdzie do pożaru (zawsze dochodzi, mam eksperiencję) wyciągam kwit, że chcący kazał i z mojej strony krzywdy nie zaznał. A w takim wypadku nie ma i tak.

Takie pokazowe bajeczki są wyłącznie dlatego, że w prawdziwych fabrykach jest syf nieakceptowany przez młodzież faszerowaną mainstreamem. Tyle że łun syf jest tam nie bez powodu. To tak działa, to nie jest popsute.

Zauważ, że pokazana produkcja zawiera elementy ruchome, a te działają z użyciem smaru, oleju etc. No i żadnego wycieku na tę magiczną posadzkę? Serio?
Z samej pneumatyki jaką pokazano byłaby mgiełka zamieniająca się w osad na ścianach.
I nie - nie ma aż takiego filtrowania do tego zastosowania, żeby doprowadzić powietrze do stanu kwalifikowanego do oddychania, od tego mamy oddzielne baterie filtrów (między innymi węglowych), których koszt produkcji i częstość wymiany wyklucza z takich zastosowań. To dopuszczalne jedynie w labie, gdzie pneumatyka jest zbyt blisko elementów optycznych, a wtedy (jeśli nie trzeba tym oddychać) stosuje się azot, a nie powietrze.

Co widać na załączonym obrazku.

4 Likes

Panowie, serdecznie dziękuję za wykład. @gruby z historii VW, @3r3 z realiów produkcji :wink:

Dział marketingu, reklamy, czy też księgowość w nowej rzeczywistości:

5 Likes

To tak, choć już widać, że szklane wieże będą przerabiane na kurniki, a wg Waszych sugestii płaskie hale biurowe na hale produkcyjne.

Raczej nie, jakiś poziom uzdalnowienia zostanie. Nawet Szataniści tną koszty.

To jak ze wszystkim w erze komodytyzacji. Kiedyś dużo rzeczy się robiło samo, poza zglobalizowanym rynkiem. Np dzieci, opieka nad dziadkami, pomoc społeczna, wojsko, zdrowa żywność, edukacja patriotyczna, etc. W epoce optymalizacji i komodytyzacji, by wszystkie te “darmowe obiady” były ugotowane, trzeba wyskakiwac z kasy. Tak samo z shadow IT.

a to nie było tak, że pomyśł od początku miał problem pt. znaczek VW? Że od lat '80 znaczek waży więcej niż obiektywna jakość? I trzeba było promować nową markę, a nie VW Phaetona. Honda-Acura, Toyota-Lexus, Nissan-Infiniti itd. Tak mówi Motobieda:) Co nie zmienia faktu, że to był ciekawy samochód i odpadł przez geniuszy po MBA i McKinseyu.

Dział reklamy to zjada big tech. Kiedyś było tak:

a dzis się klika jaki ma budżet i podaje link do strony co się chce reklamować i reszta ‘robi się samo’

2 Likes

w moim zrozumieniu tematu było odwrotnie. Znaczek VW dużo znaczył od czasów kübelwagena z Fallersleben ale po tym jak Helmut Kohl napchał niemieckim producentom kieszenie dodrukiem po zjednoczeniu Niemiec (który to dodruk DeDeeRowcy wydali na samochody z zapadu) a jednocześnie zabronił producentom samochodów wydawania tego keszu w Niemczech (Helmut rozumiał skąd się bierze inflacja) niemieccy producenci wyruszyli w świat kupować konkurentów, płacąc dodrukiem.

Wtedy i za ten dodruk właśnie VW kupiło sobie Seata, Skodę czy Lamborghini. Krawaciarze po zakupie ścięli w zakupionych fabrykach różnorodność produktów i wszystkie fabryki zaczęły klepać różne nadwozia na tych samych podwoziach (zunifikowane platformy “MQB” oraz “MLB” ).

Ferdynand dobrze wiedział że utrzymanie różnicy w cenie pomiędzy Skodą Superb a VW Passatem wymaga upgrade’u w poziomie marki VW. Dlatego wymyślił Phaetona oraz Touarega.

Ponieważ krawaciarze tego nie pojęli a nie miał im kto młotkiem poprostować paluchów ścięli VW Phaetona a Tuarega aktywnie sabotują do dzisiaj. Efektem tego ludzie kupują Skody a VW poszło w elektryki. Które to elektryki (rodzina “ID.x”) nie działają bo tak to już z prototypami jest.

W międzyczasie Volkswagenowi odjechała Toyota, zarówno wielkością produkcji jak i jej jakością, jak i technologią a krawaciarze z VW dostali po łapach za chachmęcenie z zawartością spalin w dieslach.

Teraz w VW jest dramat i jeśli o wyniki finansowe marki chodzi to koncern trzyma się na Skodzie, Seacie i na Audi.
No ale sami tego chcieli, managerowie po MBA …

2 Likes