Widać, że działasz w kompletnie nieinnowacyjnej dziedzinie, w której syn może się czegoś nauczyć od ojca (w warsztacie). Ja ukończyłem informatykę w czasach, gdy w Polsce było kilka (dosłownie) komputerów. Jak w czasie studiów przyjechałem do mojej wiochy (na Podhalu) na wakacje, to spotkałem wujka z Nowego Targu. Słyszał, że studiuję i zapytał co studiuję? Odpowiedziałem, że informatykę. Zadumał się i powiedział: “Acha, to będziesz pracował na dworcu kolejowym w informacji”. Koniec rozmowy. Takie było wtedy wyobrażenie dorosłego człowieka w temacie “informatyka”. Powiedz co ja mogłem się nauczyć od swojego ojca, wujka czy sąsiada. Oni nie wiedzieli co to jest komputer czy procesor.
Podobnie dzisiaj jest z biotechnologią (jakbym teraz wybierał kierunek, to właśnie taki). Ilu chętnych do pracy w tej dziedzinie może czegoś się nauczyć od swoich rodziców? Mam kolegę (po fizyce! pracował krótko na uczelni), którego córka studiuje biologię molekularną. To ona jemu wyjaśnia o co chodzi a nie na odwrót.
Jak ktoś (jak Ty) działa w rzemiośle (dziedzinie, która ma 1000-letnią tradycję, bo wywodzi się od kowalstwa:), to tak może myśleć. Ci, którzy chcą pracować w dziedzinach, których jeszcze 50 lat temu “nie było”, to jedynym miejscem zdobywania wiedzy i umiejętności są szkoły i uczelnie a nie rodzice i dziadkowie.